Dzień ostatni, wtorek, 20.08.2013

 

 

                Plan: pobudka 0355 (ja), 0400 (Sylwek i wachta), 0410 odjazd. Wykonanie: pobudka 0353 (ja), 0410 (wachta), 0425 odjazd. Nie jest źle.

 

                Aktualnie pyrkamy sobie po Zatoce, richtung Gdingen. Mania śniadaniuje, ekipa zaczyna być budzona... Ok. 0700 będziemy w domu, jak ogarną się z klarem do 1000, to jeszcze przed obiadem (Kwadrans) i pociągiem (trzynasta czterdzieści coś) pójdziemy zwiedzać Cuahtemoca, bo pono jeszcze stoi w Gdyni i połazić można...


                Plan. Ech, plan... Jego główna cecha jest taka, że się może sypnąć. I tak też było tym razem. Wpływamy do Gdyni, a tam... miejsca brak (w weekend jakieś targi były). W końcu po długim kręceniu się po marinie i konsultacji z bosmanem: "jedźcie tam pod dźwig, tam zawsze wolne". Kazali, to zrobilim... Parkowanie równoległe tyłem (no prawie koperta ;-) ) prawie wyszło - prawie, bo akurat zaczęło na chwilę wiać w tej całej ciszy, i nie złapaliśmy drugiej dalby - i stoimy. Sprzątanie start.

 

                Na kei oczywiście przywitał nas Dziadek Kuby. Jak to miło zobaczyć kogoś znajomego na brzegu!

 

                Sprzątania specjalnie opisywał nie będę, poza kilkoma elementami:

                1. Lało - tak sobie akurat zaczęło - więc nie było łatwo, szczególnie na pokładzie i w kontekście mycia podłogi...

                2. Przeżyliśmy standardowe kłótnie, bijatyki i walki pod tytułem "bo on machnął szmatą dwa razy mniej niż ja" czy też "a ja ganiam a ona siedzi i myje tylko dookoła siebie". Takie tam. Standardzik. W końcu nie da się na tak małej powierzchni rozdać roboty dokładnie po równo...

                3. Specjalne wyróżnienie dla Mani z Gosią, które dzielnie i wbrew przeszkadzajkom odgruzowały cały kambuz (same!), przesegregowały pozostałe żarcie, i pozwoliły nie zwariować :-)

 

                W trakcie tego młynu pozwoliliśmy się Kubie odmeldować, coby Dziadek nie tkwił przy tej pogodzie na kei; musieliśmy się przestawić na swoje miejsce postojowe (dyskusje i przekleństwa bosmana to osobna historia, można by dłuugo pisać... dość powiedzieć, że bosman portu kazał nam "już!" spadać spod dźwigu - bo nie wolno i potrzebny jest - a bosman klubowy, ten od jachtu, kazał stać, dopóki nie wygoni 5 czy 6 innych pływadeł, które zajmowały nasze miejsce...); no i dotarli rodzice Gosi (akurat na przestawianie się).

 

                Rodzicom Gosi osobne wielkie dzięki: za świeże owoce (na drogę!) :-), za ciepłe śniadanko (rogaliki!), za dawkę słońca i humoru (uśmiech!), no i za podwózkę bagaży na dworzec :-).

 

                Po zaparkowaniu na swoim miejscu to już w ogóle błyskawicznie poszło - jacht zasadniczo wysprzątany, przestało padać... No to można szybko kończyć pokład, i idziemy na obiad - bo pociąg już za 2,5 h... Godzina powrotu umówiona z rodzicami Gosi - w końcu muszą ją ukraść ;-) - i do Kwadransu. Obiad zapowiadał się wesoło, ale jak każdy napełnił brzusio, zrobiło się ciepło, sucho i dotarło, że to koniec, to tak jakoś cisza i senność zapadła...

 

                W drodze powrotnej jednak zahaczyliśmy o Cuauhtemoca - ale tylko "z brzegu", bo niestety czas gonił (w ogóle cały dzień się stresowałem, że nie zdążą  :-) ). Powrót pod jacht, bagaże do auta, ostatnie zdjęcia i pożegnania... i koniec!

 

 

 

                Podsumowując, w ciągu 11 dni

 

                załoga w składzie: Gosia, Zosia, Mania, Piotrek, Dominik, Ahmed, Kuba + nadzorcy

                przepłynęła 546 Nm w 132 h

                zwiedzając przy tym Hel, Gdynię, Grönhögen, Mörbylångę, Christiansø, Allinge, Łebę, znów Hel :-), no i Gdańsk

 

                Mam nadzieję, że wszyscy dotrzymacie słowa, i zobaczymy się za rok!

 

CHRIS Turystyka i Rekreacja

Oferty: obozy młodzieżowe, ferie zimowe, kolonie nad morzem, wyprawy rowerowe, zielone szkoły, obozy letnie, obozy zimowe, obozy dla dzieci, campy.

05-500 Piaseczno, ul. Kilińskiego 8, tel. +48 22 737 05 00, fax: +48 22 737 05 01

Bank PEKAO SA, nr konta: 77 1240 6250 1111 0000 4590 9104

wykonanie: www.StudioGraficzne.com