Dzień 10, poniedziałek, 19.08.2013

 

 

                Piekło, Hel znaczy się, osiągnęliśmy zgodnie z planem ok. 0330. Ku przerażeniu Gosi (aktualnie wachtującej z Sylwkiem) odmówiliśmy budzenia kogokolwiek na manewry (po co? płasko było)... "Ale jak my damy sobie radę?". "Jakoś". Jakoś daliśmy. Nawet całkiem sprawnie i zgrabnie.

 

                Spać - pobudka wyjątkowo o 0800, niech się wyśpią przed ostatnim dniem :-). O 0800 poszliśmy z Sylwkiem po bułeczki i bilety. Po śniadaniu (jak się zrobi - wróciliśmy o 0915, jest 1000, a stół ledwie co nakryty i herbata jeszcze nie gotowa) chwila czasu wolnego, i około 1200-1300 spływamy do Gdańska. Ostatnia noc pod Żurawiem będzie!

 

                UWAGA - TERMIN POWROTU: Bilety na pociąg już kupione. TLK 51116 Artus, Gdynia - Warszawa, 1346 - 2006. Na 99% zamierzamy nie spóźnić się na ten pociąg. Wszelkie pytania techniczne i podróżne proszę kierować do opiekuna jadącego z grupą - Sylwek Sadurski, 512 665 155.

 

                Do usłyszenia z Gdańska!

 

                Trasa Hel - Gdańsk upłynęła w ciszy (wiatrowej) i spokoju (w załodze), nie licząc próby abordażu na stojący na kotwicowisku pod Gdańskiem statek ("Nie, Dominik, nie jedziemy mu pod rufę. Nie, Ahmed, schowaj ten karabin. Nie, kotwica nie służy do wspinania się") - może to źle, że odpuściliśmy? Byłoby darmowe paliwo... Taki fajny tankowiec był :-).

 

                Wejście do Gdańska... Wieje nudą. Kanał portowy, stocznia i tony mijanego po drodze pływającego złomu na nikim nie robią wrażenia. Dziwni jacyś, czy co? W końcu nieczęsto ma się okazję widzieć to "od kuchni" i być na swobodzie w centrum dzielnicy przemysłowej...

 

                Co gorsza, obiadu nie zrobią. Bo nie. Bo za dużo czasu zajmie. Bo jest tylko makaron, puszki i inne składniki, i trzeba by coś naprawdę wymyśleć. Bo chcą coś porządnego zjeść... No bunt prawie :-). Nie wprowadziliśmy terroru, bo i po co? I tak w domu będą gotować, jak wrócą - już Wy, drodzy Rodzice, zapewne się o to postaracie ;-). A jak tak bardzo chcą wydawać kieszonkowe na jedzenie... Kto im zabroni?

 

                Przed samym Żurawiem krótki postój na stacji benzynowej, trzeba się dolać pod korek przed jutrzejszym zwrotem jachtu. A tu klops - zbiornik zrobił nam psikusa... Na oko licząc od Łeby spaliliśmy jakieś 30 litrów, a tu zbiornik po raptem 8 zrobił "gruglugrgralgg", opryskał nas gejzerem ropy, po czym stwierdził, że więcej nie chce. Nie i już! Głupie odpowietrzenie (no chyba, że perpetuum mobile, czyli silnik z wzorcową dla UE ekonomią)...

 

                Kolejnie 5 minut, i już stoimy. Marina Gdańsk, tuż obok Josepha Conrada - jak mi się to pływadło podoba (miałem na nim lat temu parę bardzo fajny rejs)... Szkoda tylko, że nadal w tak fatalnym stanie, że nawet wrogowi bym go nie polecił (tak, można w ciągu 3-tygodniowego rejsu dwa razy prawie tonąć i raz się palić, bo niewiele rzeczy było tam remontowanych od 1950 chyba; wiecie, rdza wszędzie, nieszczelne przewody paliwowe, wręgi, które można gołą ręką bez młotka wyjąć, takie tam).

 

                Tak w ramach dygresji - na pokładzie byli właściciele/przedstawiciele klubu zajmującego się jachtem/jak zwał... Grzecznościowe przywitanie sąsiadów, krótka rozmowa, przypomnieli mnie sobie (po moich rejsowych przygodach postarałem się zainteresować Urząd Morski itp. stanem jachtu), i... Dowiedziałem się, że jestem hańbą polskiego żeglarstwa, że donoszę, że zesłałem na nich 5 inspekcji, że chcę kawał historii polskiego żeglarstwa (to akurat fakt, Conrad swoje wypływał onegdaj) oddać na żyletki, że moja noga na tamtym jachcie nigdy za ich życia nie postanie, że w środowisku żeglarzy nie mam za grosz szacunku (ciekawe), że z takimi, jak ja, to nikt nie chce pływać (cieeekawe).... Fajnie, nie? :-) Gdańsk wita was!

 

                Szybka odprawa, i ekipa na miasto, jeeeeść!

 

                A, w międzyczasie do Kuby przyszli rodzice :-). Witamy na pokładzie!

 

                1830, właśnie wracają. Chwalą się, paskudy, co jedli. Nawet zdjęcia makaronów jakichś mi pod nos podtykają... A niech ich pokręci! Kuba z rodzicami też wrócili... Mama z Tatą zwiedzają nasze pływadło. I znowu mamy prezenty! (Kuba&family - wielkie dzięki!) Dostaliśmy wielki wór pełen czekolady, czekoladek i innych pyszności na koniec rejsu :-). Będzie impreza!

 

                Za chwilę decyzja, co towarzystwo robi dalej. Czy idzie znów w miasto (chyba nie, bo już byli), czy robi jakiś wieczór filmowo-zdjęciowy na pokładzie (a co tam, dam im komputer, niech mają!), czy też, co sugeruje Ahmed (który, jak zwykle, się spóźnia), idą do kina. Zobaczymy, co wymyślą (jak Ahmed wróci, bo standardowo amba go wsysła, i jak zwykle "będę za 15 minut" go nie ma)...

 

                O, jest! Szybka dyskusja - kino. Super - niech idą (sami!) :-). Ahmed jako kierownik wycieczki dostał ode mnie magiczny plastik (mamo, przecież pieniądze się ze ściany biorą), i poszli. Mamy trzy godzinki wolnego! (czas na spokojnie ogarnąć papiery... bleee)

 

                2245, wrócił Kuba. Dziewczyny po chwili. Wraz z nimi przypełzły 2 pudełka pizzy :-). Jako, że były z mięsem, Sylwek zamówił dostawę Ahmedem (tak, jak zwykle jeszcze w mieście) kolejnej... Co było dalej - nie wiem, bo poszedłem w piórnik (0400 pobudka, przynajmniej dla mnie). Pamiętam tylko, że Kuba ubrał się w strój bojowy - gdybym go nie znał i spotkał takiego w nocy na ulicy, to raczej zmieniłbym kurs ;-) - i poszedł na wieczorną gimnastykę, czyli pobiegać sobie po murkach. Poza tym zarejestrowałem jeszcze powrót Ahmeda i telefon od Kuby, że będzie 15 min później, bo cośtam cośtam (zgubił się, zdaje się).

 

                Rano, jak się obudziłem, byli wszyscy cali i zdrowi, no i Sylwek mi doniósł, że kto miał wrócić, to wrócił zgodnie z planem - czyli ok ;-). Co prawda chyba sobie wraz z Sylwkiem "poimprezowali" ze zdjęciami do późna, bo i komputer rozgrzebany, i jakieś tysiące folderów z przebranymi zdjęciami mam...

 

CHRIS Turystyka i Rekreacja

Oferty: obozy młodzieżowe, ferie zimowe, kolonie nad morzem, wyprawy rowerowe, zielone szkoły, obozy letnie, obozy zimowe, obozy dla dzieci, campy.

05-500 Piaseczno, ul. Kilińskiego 8, tel. +48 22 737 05 00, fax: +48 22 737 05 01

Bank PEKAO SA, nr konta: 77 1240 6250 1111 0000 4590 9104

wykonanie: www.StudioGraficzne.com