UWAGA RODZICE !!!

W związku z licznymi pytaniami dzieci „gdzie jesteśmy, bo mama pyta” (jak jest łączność) informujemy, że po wpisaniu w Google „marinetraffic kapitan Głowacki” można znaleźć stronę śledzącą naszą pozycję w czasie (prawie) rzeczywistym (system niezależny od naszej ingerencji).

Kapitan

 

Sobota:
Zgodnie z planem wystartowaliśmy o 1800. Wieczór i noc w fiordach, wszystkim się podobało, pokład pełen.

 

Niedziela:
Poranek – na ciut bardziej odsłoniętym kawałku – przywitał pierwszą chorobę morską :-). Potem było już tylko gorzej... Na wyjściu z Haugesundu – ostatniej osłoniętej cieśniny na tym kawałku trasy – mieliśmy dość silny wiatr prosto w dziób i falę dochodzącą do 4m. Na efekty nie trzeba było długo czekać – w okolicach obiadu 50% strat w ludziach. Dla bezpieczeństwa reszty żagle postawiliśmy sami – trzeba było jakoś wyhalsować się na morze...

W ciągu pół dnia przepłynęliśmy 30 mil, ale tylko 5 „do przodu”. Za to straty w ludziach posypały się geometrycznie – kolację jadły li tylko 4 osoby – załoga stała :-).

Noc z niedzieli na poniedziałek coraz spokojniej, bo skończył się wiatr, a i fala zaczęła zdychać.

 

Poniedziałek:
Poranny apel – zmęczone twarze, co poniektórzy chcą do domu :-). Ale bez obaw, teraz będzie tylko lepiej. Niestety, prognozy nie pozwalają zrobić przerwy na odpoczynek – gnamy jak najszybciej do Skagen (jakieś 180 mil jeszcze). Od środy ma być okołosztormowo, i to w dziób... Dobrze byłoby wtedy być już w Danii.

 

Po południu coraz lepiej – wygładzają się zarówno twarze, jak i morze. Pod wieczór zaczyna sensownie wiać – robimy bojowe szkolenie z żagli rejowych, i zaczynamy płynąć, nareszcie po cichu! :-). Miny szóstki „szczęśliwców”, którzy zgłosili się na ochotnika na wycieczkę na górę na (już trochę rozbujanym) morzu po ich powrocie na pokład – bezcenne :-). Aż żal, że nikt nie miał aparatu pod ręką... (generalnie, jeśli chodzi o stronę fotograficzną, to zarówno prywatnie, jak i służbowo (CHRIS) jakoś mało zdjęć tym razem leci).

Cała noc na spokojnie pod rejami – raz szybciej, raz wolniej, ale za to cicho i pięknie. Urocze dwa wschody – czerwonego (pół)księżyca i złotego słońca... Wachty były zachwycone :-).

 

Wtorek:

Na porannym apelu humory dopisują, „fajnie w morzu jest” :-). Od śniadania wspomagamy się silnikiem, tak, by zdążyć do Skagen na wieczór, zanim pogoda zacznie się psuć. Dzień jest piękny i słoneczny – większość załogi wyległa na pokład, by korzystać z uroków „plaży” :-).

Od południa już bez żagli. Tempo zgodnie z planem. W Skagen powinniśmy być koło 2000.

 

Do Skagen dotarliśmy ok. 2100. Władze portowe wyznaczyły nam najgorsze (najtrudniejsze z możliwych) miejsce do parkowania, stąd manewry trwały ponad godzinę. Było gorąco :-), a dzieciaki najadły się trochę strachu, widząc, że zabawa nie zawsze jest prosta :-).

 

Środa:

Pobudka o 0700, szybkie śniadanie, i wyjście na miasto. Załoga stała usuwa drobne awarie/usterki wynikające z wczorajszego cumowania. Postoimy mniej więcej do południa, potem dalej w trasę... Niestety, prognozy są fatalne – wszystko wskazuje na to, że cały rejs już do końca będzie li tylko na silniku.

 

Po wyjściu ze Skagen pogoda nas nie rozpieszczała – najpierw, przez kilka godzin, wywiało i wybujało nas solidnie (tym razem – o dziwo :-) – bez strat w ludziach), a potem padało... Załoga poznała smak żeglugi na prądzie – musieliśmy zmienić trasę, jak po dwóch godzinach pchania się w pewną cieśninę okazało się, że ledwo ledwo posuwamy się do przodu; jak zawróciliśmy, i prędkość przekroczyła 7,5 kt, to wszyscy zrobili wielkie oczy :-).

Przed wyjściem ze Skagen dokonaliśmy małych zmian w załodze – aby każdy z palących się do roboty „weteranów” mógł się wykazać, IV oficerem na dalszą część rejsu została Marta – a jej funkcję przejął Mikołaj.

 

Czwartek:

Noc minęła spokojnie, choć we mgle i przelotnych opadach. Jak zapewne widać po tonie moich relacji, w załodze panuje pewien marazm i rutyna, wywołana pogodą. Co tu dużo mówić, jest dość nudno – poza dwiema krótkimi przerwami i postojem w porcie ciągle słuchamy huku silnika... Niestety, tak będzie do końca. Przyznam szczerze, że takiego układu pogody, jak mamy teraz, trwającego tyle czasu, nigdy w ciągu swojej kilkunastoletniej kariery nie widziałem...

Na poprawę nastrojów po śniadaniu był wykład ze światełkologii, który przerodził się w generalne opowieści dziwnej treści :-). Przynajmniej zrobiło się ciut weselej.

Po południu ruszyły konkursy – dziś część pierwsza znajomości lin na żaglowcu. Jak zwykle było wesoło :-).

W Kopenhadze powinniśmy być (jak zwykle :/) koło północy. Postoimy pewnie do późnego popołudnia w piątek....

 

Na koniec dnia (i rejsu) pogoda spłatała figla. Od 1900 do teraz (jest 2200) mgła taka, że ledwo dziób widać (choć pomału się przejaśnia). W tych warunkach rezygnujemy z Kopenhagi (wejście dla jednostek „sportowych” ma 30 m szerokości; w tych warunkach próba trafienia równa się samobójstwu), i gnamy prosto do Polski – tym bardziej, że od piątku ma wiać 5-6, i to dokładnie od Świnoujścia... Jak to ogłoszę, to chyba będzie bunt... I głodówka, bo chleb się skończył (planowaliśmy zakupy w Kopenhadze) :-). Cóż, będziemy żyć na jajkach ;-).

Dlatego też pewnie rejs zakończy się w... Szczecinie :-). Coś trzeba będzie zrobić z nadmiarem czasu (o ile nas wiatry nie wstrzymają po drodze).

Zobaczymy, jak to będzie...

 

Piątek:

Tak jak przypuszczałem, wieści o płynięciu bez postoju wywołały mały bunt – ale jakoś daliśmy radę (choć cały czas po kątach słychać mało pozytywne komentarze). Prognoza tym razem sprawdziła się, niestety, w 100%. W związku z tym mieliśmy Plan B – nie pchać się przez środek morza, tylko dookoła, przez Stralsund i cieśniny pod Rugią. Niestety, właśnie wracamy, i musimy okrążyć wyspę, bo w danych warunkach pogodowych przy naszym zanurzeniu Niemcy powiedzieli „verboten”... Na szczęście nie straciliśmy wiele czasu (jakieś 3 h).

Przed kolacją humory się poprawiły, bo zrobiliśmy dwa kolejne konkursy „linkowe”. Walka była zażarta :-)

 

 

Sobota:

Poranek przywitał nas niespodzianką – na śniadanie były... świeże ciepłe bułeczki :-). Pani Bosman wszystkich zaskoczyła.

Do Świnoujścia dotarliśmy ok. 1100. Po sprzątaniu dzieciaki poszły na miasto (małe zakupy spożywcze, zwiedzanie fortu, itp.) – a załoga miała chwilę oddechu.

Dalszy plan: po południu konkursy sprawnościowe, potem szybki prysznic, i ruszamy do Szczecina. Dotrzemy tam późno w nocy. Rano ostateczny klar, pakowanie, sprzątanie... i około południa przyjdzie nam się pożegnać.

Do zobaczenia za rok!

 

 

CHRIS Turystyka i Rekreacja

Oferty: obozy młodzieżowe, ferie zimowe, kolonie nad morzem, wyprawy rowerowe, zielone szkoły, obozy letnie, obozy zimowe, obozy dla dzieci, campy.

05-500 Piaseczno, ul. Kilińskiego 8, tel. +48 22 737 05 00, fax: +48 22 737 05 01

Bank PEKAO SA, nr konta: 77 1240 6250 1111 0000 4590 9104

wykonanie: www.StudioGraficzne.com